W każdym miesiącu mogłabym robić wpis o ulubieńcach, jednak zdecydowałam, że pokażę najlepsze produkty całego minionego roku. Oczywiście było więcej fantastycznych rzeczy ale te w dzisiejszym wpisie wyjątkowo zmieniły, urozmaiciły albo stały się niezbędne. Kilka dokładniej opiszę w tym poście, a inne zasługują na oddzielne ich omówienie.
GĄBECZKI BEAUTY BLENDER
To fantastyczne akcesoria do nakładania nie tylko podkładów i korektorów, ale również pudru, bronzera w kremie i wielu innych. Za jakieś 2 miesiące minie rok odkąd je posiadam - a jakość jest nadal bardzo dobra.
Różowej wersji nie używam tak często jak czarnej. Teoretycznie jest to gąbeczka mojej mamy. Mimo to jestem w stanie je do siebie porównać. Najważniejsze jest to żeby wiedzieć, że nie różnią się one od siebie tylko kolorem.
Różowa - Bardzo miękka, delikatna, gładka. Można nią uzyskać dobre krycie podkładu, ale również więcej go pochłania przez co, zmniejsza się jego wydajność.
Czarna (pro) - odrobinę większa, mniej sztywna (przy uciskaniu), zdecydowanie bardziej szorstka z większymi ''porami'' (po prostu materiał jest mniej zbity). Dzięki temu wchłania zdecydowanie mniej podkładu, krycie może być minimalnie słabsze.
Z mojego doświadczenia mogę stwierdzić, że czarną gąbeczką o wiele łatwiej się nakłada cokolwiek zechcemy, przez jej zwiększoną puszystość aplikacja jest o wiele szybsza i produkty lepiej wtapiają się w skórę. Oprócz tego utrzymanie czystości tej gąbki jest łatwiejsze. Produkty nie wchodzą w nią tak mocno, więc nie musimy obawiać się, że jakieś resztki na niej zostaną. Przyznaję się, że myję ją naprawdę czymkolwiek co stoi w łazience, nawet zwykłym mydłem, a przez rok nie ma na niej ani JEDNEGO zadrapania. Noszę ją często na dnie torebki, ''wala się'' gdzieś w toaletce - NIC, KOMPLETNIE NIC złego się z nią nie wydarzyło.
Z różową jest trochę gorzej, naprawdę była używana bardzo rzadko w porównaniu do czarnej, leży w szafce, a widać ze dwie dziurki. Podkładu, który jest na niej widoczny nie da się wypłukać. Przez to, że jest delikatniejsza - nie polecam myć jej mocnymi kosmetykami, a w szczególności mydłem...
PERFUMY MOSCHINO Pink Bouquet
Zapach mocno niezgadzający się z moimi preferencjami. Lubię bardzo słodkie perfumy, które według wielu nie pasują do mnie lub do mojego wieku. Te są bardzo świeże, jednak nie duszące. Nie jestem dobra w analizie zapachów perfum jednak myślę, że jest bardzo kwiatowy. Wyjątkowo mi odpowiadają mimo, że słodkie nie są.
ALTERRA Deo Balsam (melisa i szałwia)
To jest już chyba moje trzecie opakowanie tego cuda. Dezodorant w kulce o bardzo przyjaznym składzie, świetnym działaniu i przepięknym zapachu. Jeżeli chodzi o działanie, nie będzie nadawał się dla osób mających problemy z nieprzyjemnym poceniem. Ja również je mam, jednak głównie zimą, kiedy moja skóra pod pachami nie oddycha, przykryta szczelnie koszulkami i swetrami. Jednak jest idealny na porę letnią. Oczywiste jest to, że nie zatrzymamy pocenia w 100 % gdyż jest to proces naturalny naszych gruczołów i niezbędny. Latem moja skóra oddycha, przez co pocenie wywołane jest praktycznie tylko przez zjawisko upału. Nie ma tak bardzo nieprzyjemnego zapachu przez co ten balsam mi wystarcza i nie powoduje podrażnień.
BIELENDA Super Power Mezo Serum (korygujące z kwasami)
To produkt, który całkowicie zmienił moje życie w ubiegłym roku. Sprawił, że pozbyłam się większości zaskórników, a reszta z nim stała się niewidoczna i rozjaśniona. Przez wiele lat do makijażu używałam podkładów mineralnych. Jednak od jakiegoś czasu wróciłam do podkładów w płynie, przez co ilość zaskórników i wyprysków znacznie się zwiększyła. Dzięki temu serum można zniwelować większość tych zjawisk. Na pewno do niego jeszcze wrócę.
Na zdjęciu powyżej - również produkty, które zmieniły moje życie. Każdy z nich przyczynia się do efektu niesamowicie gładkiej skóry przez cały rok. Wpis, w którym wspominałam o zabiegu Hammam był na początku bloga, ale jeszcze raz wszystko opiszę w przyszłym poście.
CZARNE MYDŁO AFRYKAŃSKIE
Nigdy nie spotkałam się z tak silnym kosmetykiem myjącym, który nie jest Sles'em, tylko naturalnym mydłem. To produkt, który jest tak mocno oczyszczający, że zastępuje mi peeling, a jednocześnie tak delikatny, że nie przypomina mydła.
OLEJE - masło shea, kokosowy i tamanu
Słyną z właściwości regenerujących, odżywczych i leczniczych.
Masło shea stosuje na dłonie i stopy w okresie zimowym. Sprawdza się rewelacyjnie - dla mnie rzecz niezbędna.
Olej kokosowy stosuję po kąpieli, szczególnie po peelingu. Nie ma mowy o żadnym przesuszeniu skóry.
Olej tamanu - kolejna perełka, która pomaga w gojeniu się wyprysków. Działa przeciwbakteryjnie, można stosować miejscowo jak i na całą twarz.
SZCZOTKOWANIE CIAŁA NA SUCHO
Metoda, która zawirowała internetem w ubiegłym roku. Oczywiście również spróbowałam i jestem zadowolona. Szczotkowanie ujędrnia, wygładza skórę, pobudza krążenie, oczyszcza organizm z toksyn. Jak na razie zyskałam tylko gładką skórę i niesamowite samopoczucie po stosowaniu tej czynności.
Ostatnimi w tym wpisie ulubieńcami będą niekosmetyczne - woski zapachowe do kominka.
KRINGLE CANDLE WOSKI ZAPACHOWE
Odkąd poznałam woski Yankee Candle nie wyobrażam sobie dnia bez rozpalenia jakiegoś w kominku. W ulubieńcach podałam jednak Kringle dlatego, że te zdecydowanie bardziej mi odpowiadają z różnych względów. Są większe, tańsze i zapachy są bardziej dopasowane do mojego gustu. Wpis o tych woskach pojawi się niebawem na blogu, gdzie dokładnie zaprezentuję wszystkie zapachy, które próbowałam.
Zainteresowało to serum BIELENDY, nie widziałam nigdzie takiego
OdpowiedzUsuńNajczęściej jest w Superpharm :)
Usuń